Tytuł oryginalny: Der Kreis
Reżyseria: Stafan Haupt
Produkcja: Szwajcaria, 2014
Gatunek: melodramat, dokument
Dostępność: OutFilm.pl
Historia pary, która jako
pierwsza zawarła związek partnerski w Szwajcarii. Przeplatana ich relacjami
opowieść sięgająca czasów prześladowań i działalności organizacji i czasopisma Krąg.
Film jest opowieścią
wielowątkową: to historia jednej miłości, organizacji i szwajcarskiego ruchu
LGBT. Ale trzeba zaznaczyć, że to film dla zainteresowanych tematem. Na
przyjemności. Na mały wykład historii – a i owszem. To niezwykła i estetyczna
lekcja.
Historia magistra vitae
Pojawia się więc zasadnicze
pytanie: czy film ten jest historyczną rozprawą, czy ma jedna charakter
uniwersalny? Cóż, zdecydowanie bliżej mu do tego pierwszego, więc nie
dziwi uhonorowanie filmu statuetką Teddy w kategorii filmu dokumentalnego. Z
jednej strony to dobrze, bo jest to łatwa do połknięcia pigułka historii i
kulturotwórstwa gejowskiego. Z drugiej jednak strony, to mógłby być film z wcale niesztucznym (bo opartym na faktach)
wątkiem romantycznym z historią w tle (podobno zabrakło finansów). Siadając do
filmu trzeba mieć właściwe nastawienie i
rozbudzoną ciekawość. Jeśli chcemy przewertować karty historii, a przy
okazji uronić łzy wzruszenia to będzie to naprawdę dobry wybór. Natomiast jeśli brak nam tego zainteresowania, film na pewno nie ma ambicji ich rozbudzenia. Zwyczajnie i po raz wtóry możemy doświadczać jak realia czasów determinują życie zwykłych ludzi i jak
ludzie (w tym geje) kształtują nową rzeczywistość i historię.
Pionierzy
70-cio letni panowie stający
przed obiektywem nie są jakimiś zrzędami – bije od nich optymizm i ciepło. Z
uwagi na to wszystko, co w życiu przeszli jest to na swój sposób niezwykłe.
Wybuchowa mieszanka nauczyciela z dobrej rodziny i pełnego młodzieńczej pasji
scenicznego drag queen. Wyjątkowo wymowną sceną jest obietnica spędzenia całego
życia razem. Obietnica zrealizowana i przypieczętowana sformalizowaniem związku
w majestacie prawa. Nie mogę się jednak wyzbyć wrażenia, że to urzędowe tak
było jedynie dodatkiem, zwykłym-niezwykłym zwieńczeniem (choć wcale nie niepotrzebnym!). Twórcy sami zdają się w tę idyllę wierzyć i za wszelką cenę chcą ją oddać tak jak ją widzą. Ostatecznie sam nie wiem co połączyło Ernsta
i Röbiego, ale chyba tak właśnie wygląda miłość. Ma smak wypitego piwa podczas
balu, ciastka zjedzonego na kawie z rodzicami i tej herbaty zaparzanej każdego
popołudnia.
R(ewolucja)
Z rewolucją powinniśmy mieć do czynienia kiedy w sposób nagły dochodzi do zasadniczych zmian. Ale rewolucja rewolucji nierówna, bo mogą mieć one różny zasięg. Czy gorsza jest ta w małej Szwajcarii od tej amerykańskiej. Co na to rewolucje lokalne, albo życiowe? A może te małe rewolucje składają się na jedną: ogólnoświatową!? Tylko, że ta nie jest już chyba nagła… i tak staje się ewolucją. Dokładnie taką puenta chcą podsumować dokument twórcy. Udowadniając, że systematyczne zmiany (choć czasem gwałtowne) zmieniają naszą rzeczywistość, że jesteśmy odpowiedzialni jako pokolenie do kolejnych rewolucji. Jest jak z kamieniem wrzuconym w wodę: krąg staje się coraz szerszy.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz