Tytuł oryginalny: En la gama de los grises
Reżyseria: Claudio Marcone
Produkcja: Chile
Gatunek: Melodramat
Dostępność: OutFilm.pl
Architekt, któremu zlecono budowę
okazującą pokonanie kryzysu i uporanie się z kolonialną historią przez Chile
szuka inspiracji podróżując rowerem z przystojnym i beztroskim socjologiem.
Do Chile wędrujemy rzadko, ale
nader często wyprawiamy się w głębiny duszy geja, który nie pogodził się ze
swoją seksualnością. W tym przypadku opakowanie lepsze niż jego zawartość.
Black & white
Świat, który próbujemy opisywać
wydaje nam się (niesłusznie!) binarny. Dobro-zło. Brzydota-piękno.
Mężczyzna-kobieta. Czerń i biel. Tyle, że pomiędzy tymi punktami granicznymi
jest cała paleta „szarości”. Wspaniała przestrzeń dla filmowców! Tyle, że
reżyser nie jest pierwszym, który to dostrzegł. W efekcie mamy film odtwórczy,
który bazując na utartym schemacie rysuje po prostu inną historię (z rzędu) o tym samym. Trzeba
natomiast przyznać, że pomimo zbyt oczywistej warstwy treściowej, prezentacja
jest zaskakująco dobra. Fantastycznie sfilmowane Chile, oddające atmosferę
miejsca odbudowanego, choć nie do końca poukładanego, pełnego blizn i trudnych
wspomnień, a przy tym doskonale jednobarwnego w swych odcieniach piaskowca.
Kamera porusza się inteligentnie, narracja szybsza niż przypuszczałem, a muzyka
porusza do ostatniego akordu w czasie napisów. Kto obejrzy będzie szukał płyty
Carly Morrison.
Architekt
Nasz główny bohater –
problemodawca, jest architektem, więc można powiedzieć, że w swoim życiu zaprojektował
już wiele. Być może z rozmachu zaprojektował też swoje życie. Tyle, że zanim przystąpił
do kreacji, zapomniał o wywiadzie ze zleceniodawcą. I tym
sposobem powstało wnętrze imponujące, katalogowe, ale niestety pozbawione duszy.
Powstało życie, które nie koresponduje z osobowością. Jest żona, syn, kariera
zawodowa, a nawet świetnie zbudowane ciało. Problem w tym, że autor przystąpił do
realizacji projektu w sytuacji, kiedy nadarzyła się okazja na stworzenie czegoś
poprawnego i modelowego, a nie wtedy kiedy sam poczuł konieczność
urzeczywistnienia dojrzałego projektu. Może i nie ma tym nic złego, bo przecież
wszystko trzyma się nawet całkiem nieźle, tyle że w rzeczywistości jest trochę tak, jak z domem na kiepskim
fundamencie. Z byle powodu może runąć, a ucierpieć może każdy kto będzie w tedy w środku.
Most
Wniosek po obejrzeniu filmu jest oczywisty (na co wskazuje sam tytuł). Gdyby życie zachciałoby być dla wszystkich trochę bardziej wielowymiarowe – w dobrym znaczeniu szare – ludzie nie musieliby stać przed wyborem opcji na dwóch przeciwległych biegunach. W świecie homo-hetero samoakceptacja przychodzi trudniej, a wybory małżeństwo-konkubinat, ojcostwo-bezdzietność jakoś dodatkowo sprawę komplikują. Wprawdzie Chile oferuje już swym obywatelom związki partnerskie, w tym roku toczy się debata na temat adopcji dzieci, ale nie zawsze udaje odbudować most, który połączy to co wydaje się nie do połączenia. Most, który umożliwi przeprawę między przeszłością a przyszłością. Historia bohatera próbuje nam udowodnić, że choć rzeczywistość może wybory ułatwiać lub utrudniać, że środowisko może nas inspirować lub ograniczać, to jedynie sam człowiek może, a nawet jest zobligowany do podejmowania decyzji.
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz