Tytuł oryginalny: Un Amour a taire
Reżyseria: Christian Faure
Produkcja: Francja, 2005
Gatunek: dramat
Dwoje mężczyzn decyduje się pomóc doświadczonej II wojną
światową żydówce. Ich bezpieczna pozycja nie trwa jednak wiecznie.
Jeśli wojna ma twarz ludzi to ten film je pokazuje. Nie ma co obawiać się trudnego tematu. To film wojenny, a więc brutalny. Ale na pierwszym planie jest człowiek.
Homo homini lupus
Aktorami sceny wojennej nie byli
wcale obcy. Ani roboty jak z planu filmu s-f. To cały czas byli ludzie. Ci
sami, którzy zastanawiali się, czy mają dobrze wyprasowany kołnierzyk i czy
obiad będzie smakował. Jednak ekstremum wojny lepiej wydobywa to co siedzi głęboko
w człowieku. Ten czas redefiniuje także wszystkie słowa. Braterstwo, przyjaźń,
odwaga, poświęcenie, miłość. Dla współczesnego widza, znaczenie tych słów znów
jest nieaktualne, ale desygnat tych nazw zachowuje także znaczenie (choć
ukryte), które pozostaje wojennym piętnem. Udało się to w Love to hide doskonale uchwycić.
Pokazać życie w trakcie wojny takim jakie było: pełnym dylematów, zwątpień, ale
także starcia między żałobą i karnawałem. Życie ma to do siebie, że można
nazwać je życiem tylko dzięki tej nieustannych walkach na tylu polach, że nie sposób
tu zliczyć. A w trakcie wojny bardziej niż kiedykolwiek docenić można to, że
się żyje.
Błogosławieństwo i przekleństwo
Już parę razy pisałem tu i o
różowych trójkątach i przepisach penalizujących homoseksualizm, ale wobec
ludzkiego oblicza tego filmu muszę wspomnieć w tym miejscu to, czego wojna nie
była wstanie zabić: miłości. Odwołuję się tu szczególnie do filmowego plakatu,
który doskonale pokazuje, że w czasie wojny obok wszechobecnej śmierci, obok
równolegle działających obozów rozgrywały się najprawdziwsze romanse z krwi i
kości. (I inne niż te obozowe jak w 'Bent') Pełne szaleństwa, spontaniczności i romantyzmu. Miłość ta, choć musiała
być ukryta nie traciła na znaczeniu, a wręcz przeciwnie zyskiwała oryginalny i znany od zawsze „szekspirowski”
model miłości na przekór. Uczucie to musi oczywiście nieść w sobie cząstkę
szaleństwa, ale ma w sobie także sporo odpowiedzialności, troski i przyjaźni.
To uczucie promieniujące także na innych. Miłość bohaterów to wojenny paradoks.
Pozwala im przetrwać, a jednocześnie to właśnie ona sprawia, że ich życie jest
zagrożone.
Grupa ryzyka
Nadaję taki tytuł trochę przewrotnie, (bo nie w tematyce AIDS), podkreślając w ten sposób, że plan nazistów polegał na wyniszczeniu grup osób noszących określone cechy. To przekleństwo stanowiło piętno milionów europejczyków, a w istocie nie znajduje swojego odzwierciedlenia we współczesnej kulturze (polska widownia nie doczekała należnej dystrybucji). Pomimo tego, że twórcy serwują w istocie klasyczny wojenny melodramat (w konwencji filmu telewizyjnego), rozpisany na wzbudzanie określonych emocji we właściwym czasie ta wyjątkowość tematyczna czyni go istotnym tekstem współczesnej kultury próbującym rozliczyć się z nie tak dawnym prześladowaniem. Nawet jeśli wydaje mi się, że temat zasługiwałby na lepszy film rezultat tego jest zwyczajnie zadowalający.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz