Młody dziennikarz nawiązuje internetową znajomość nie zdając sobie sprawy, że korzysta z konta swojego przystojnego współlokatora.
Tytuł oryginalny: Is it just me?
Reżyseria: J. C. Calciano
Produkcja: USA, 2010
Gatunek: komedia
Dostępność: OutFilm.pl
Przede wszystkim przewidywalny. Na poziomie zabawy w
chowanego z trzylatkiem. Poza tym raczej
znośny: trochę zabawny, trochę zdystansowany.
Trochę dobry.
Kochać, jak to łatwo powiedzieć
Już od pierwszych scen w zasadzie
można domyślać się jak będzie rozwijała się akcja (nawet nie znając zarysu
fabuły jak to było w moim wypadku). Po co więc w ogóle oglądać ten film? Można
z nim po prostu spędzić przyjemne półtorej godziny, Wszystko dzięki temu, że
twórcy nie biorą go do końca na poważnie. Nabrali trochę dystansu i wiedzą, że
nie serwują wysublimowanego kina, ale film prosty, składny i absolutnie
lekkostrawny. Co nie oznacza bezwartościowy! Między słowami przypomnimy sobie o
wartości przyjaźni i miłości, o tym czym jest zakochanie i w kim zakochać się
możemy. Chyba, że nie wszyscy już to wiedzą…? Albo chcą wiedzieć?
Samotny
Bohater zadaje sobie tytułowe
pytanie: „Czy tylko ja tak mam?” Wkroczę z matematyką: jeśli jest nas na ziemi
ponad 7 miliardów to statystyki są nieubłagalne: jest ktoś kto ma tak samo jak
ty. Wydaje się jednak często, że w tym rozerotyzowanym świecie ze świecą szukać
kogoś kto nie myśli tylko o jednym [seksie jak mniemam], a ma ochotę na uczucie
trochę bardziej wzniosłe. Miłość na przykład. Bohater trochę o tym zapomniał,
albo też życie pozwoliło mu zapomnieć. Na całe szczęście nie dotarł jeszcze do
etapu rezygnacji (jak inny z bohaterów), ale wciąż poszukuje swojego wybranka.
Jego samotność jest więc tylko jednopłaszczyznowa. Jest wprawdzie singlem, ale
jedynie subiektywnie czuje się jedynym, który chce ustatkowania i miłości.
Obiektywnie takich osób jest na szczęście więcej. Może nawet „wszyscy chcą
kochać…”.
Sacrum a profanum
Walka postu z karnawałem. Dusza kontra ciało. Film opiera się na fundamentalnej polaryzacji między tym co fizyczne, a tym co duchowe. Stawia pytanie o to w czym w zasadzie się zakochujemy. Wreszcie także o to, czy na pewno wnętrze jest najważniejsze? Nie budzi wątpliwości naukowe odkrycie zgodnie z którym mężczyzna (a więc i gej) jest wzrokowcem. W konsekwencji tego rozgląda się (!) za partnerem i na podstawie tej obserwacji podejmuje decyzje. Czy to jednak oznacza, że nic innego poza mięśniami się nie liczy? No i tu oczywiście wkracza standardowa retoryka, o tym, że o pięknie człowieka stanowi jego wnętrze: inteligencja, otwartość, poczucie humoru. W filmie tę granicę udaje się zarysować nieco bardziej dokładniej niestety nie wystarczająco nowatorsko.
5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz