Tytuł oryginalny: 10 Years Plan
Reżyseria: J. C. Calciano
Produkcja: USA, 2014
Gatunek: komedia romantyczna
Dostępność: Netflix
Najlepsi przyjaciele próbują ułożyć swoje dorosłe życie uczuciowe.
Rozumiem, że komedia romantyczna rządzi się swoimi prawami. Ale ta nawet tych nie przestrzega. Wyszło banalnie, a co gorsza irracjonalnie.
Konsekwencja
Nie zważajcie na tytuł, możecie też
śmiało prażyć popcorn przez pierwsze 15 minut filmu, bo choć
twórcy czynią misterne założenie bardzo szybko zupełnie je
porzucają. W ten sposób rujnują koncept, na który poświecili
pierwszy kwadrans seansu! Po co? Chyba ciężko byłoby złapać
kogoś na historię o dwóch stereotypowych gejach bawiących się na
Grindr tylko po to, żeby zrozumieć coś co widzowie wiedzą już po
pierwszych dwóch minutach. Lepiej więc byłoby nam obiecać, że
dostaniemy historię o niechcianej przysiędze, który to wątek kino
kocha niezależnie od szerokości geograficznej. Nie jestem jednak
pewien, czy na planie dostępny był jakikolwiek scenariusz.
Bohaterowie zwracają się do siebie zabawnymi, ale trącącymi
sztucznością komediowymi odzywkami, wątki zaczynają się, a
następnie znikają w zapomnieniu, a jedyne co ma utrzymać widza
przez kolejne minuty to systematycznie prezentowane nagie torsy.
Najmocniejszy element filmu.
Racjonalność
Ale nawet gdyby, reżyser (zamiast
planować kryptoreklamę) zechciał opowiedzieć historię o dwóch
przyjaciołach, Grindr, trudnościach w nawiązaniu porozumienia i
nawet jeśli chciałby utrzymać to w konwencji romcomu to musi
trzymać się jakichś zasad logiki. Tymczasem bohaterowie mówią
jedno, a następnie oglądamy ich robiących coś zupełnie innego.
Co gorsza, zaprezentowani są okrutnie infantylnie: pozbawieni
charakteru, jakichkolwiek przeszłości, motywów zachowań. Chyba,
że zupełnie normalnym jest zerwanie kontaktu i wyprowadzanie się
na drugi koniec kraju (w zaledwie parę dni) tylko dlatego, że ktoś
przyznał się do zaistnienia sytuacji, na którą nie miał realnego
wpływu. Wciąż uważam, że ktoś tu traktuje nas jak idiotów.
Zabawa
Proszę mi uwierzyć, że wziąłem
poprawkę na to, że oglądam komedię romantyczną. Że świat jest
tu inny, prostszy i nieco bardziej cukierkowy. Niestety jest to też
świat niespójny, chaotyczny i niewiarygodny. Każde reżyserskie
przewinienie psuje dobrą zabawę. Obiecuje się nam przyjemne
półterej godziny, a następnie rozczarowuje co kilka minut.
Oczywiście głodna wrażeń widownia LGBT z wdzięcznością dla
Netflixa zasiądzie przed telewizorem. Mam jednak szczerą nadzieję,
że sukces dobrze zrobionych komedii LGBT udowodni, że nie warto
robić filmów po macoszemu, eksploatować tematu bez pomysłu na
realizację. Dobre kino zawsze się obroni. O ten years plan
zapomnimy. I wyjdzie nam to na zdrowie.
4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz