Tytuł oryginalny: Beachrats
Reżyseria: Eliza Hittman
Produkcja: USA, 2017
Gatunek: dramat
Dostępność: Netflix
Coming of age story o chłopaku
odkrywającym swoją seksualność podczas leniwych wakacji.
Nad wyraz rewelacyjny popis aktorski, który pozwala zrozumieć dylematy bohatera. Niestety cały film, albo nie wie, gdzie zmierza, albo boi się tam dojść.
Selfie
W jednym z wywiadów reżyserka
przyznała, że motywacją do nakręcenia filmu było selfie chłopaka
bez koszulki. Z jednej strony będące manifestacją męskości, a z
drugiej strony narcystycznym uchwyceniem piękna i homoerotycznej
natury. Ostatecznie film jest wariacją na temat tego zdjęcia, nie
wprowadza silnej dramaturgii, pozostaje w bliskim kontakcie ze swoimi
bohaterami i utrzymany jest w silnie naturalistycznej ale nie
dokumentalnej stylistyce. Pozwala we właściwym stopniu poznać
dylematy młodego człowieka, odczuć leniwy klimat lata, ale zarazem
zmusić do refleksji nad motywacjami bohatera i kondycją
współczesnych pokoleń. Niestety tych impresji zdaje się być
nieproporcjonalnie dużo w stosunku do oczekiwań jakie wzbudza
pojawienie się motywów narkomanii, pornografii, przemocy,
akceptacji. Reżyserka rysuje z nich pejzaż pokoleń zamiast przekuć
je w jeszcze lepszy portret. Tudzież selfie.
Beach rats
Tytuł filmu to określenie młodych
ludzi spędzających swój czas w okolicy plaż. Znudzeni nadmiarem
wolnego czasu i niechętni podejmowania wyzwań oddają się
nadmorskiemu letargowi. Udało się znakomicie oddanie tej atmosfery
znudzenia, która zdaje się być wykorzystana do oceny całego
pokolenia. Tak więc grupa młodych chłopaków przesiaduje na plaży,
gra w squasha, rozmawia o niczym i popala trawkę. Tylko kiedy słońce
zachodzi w zamkniętym pokoju jeden z nich zmaga się z odkrywanym
pragnieniem homoerotycznym. Niezgoda na przeżywanie tych emocji
pchnie go do próby zbudowania relacji z dziewczyną, strach przed
oceną znajomych do kłamstwa. Dychotomia życia sprawi, że Frankie
zacznie budować w sobie poczucie frustracji, które okazuje się być
bardzo niebezpieczne.
Sundance
Film nie tylko był prezentowany w
Sundance, ale także jest idealnym przykładem tego co można tam
obejrzeć. Podczas seansu można wyczuć, że twórcy czuli o co
chodzi, znależli nawet parę metod na ukazanie tego, ale zapomnieli
o opowiadanej historii. Stworzyli wrażenie i dali nam poczuć
emocje, które pobudzają myślenie. Jeśli to był cel wywiązali
się z niego. Szkoda jednak, że zamiast sentymentalnego zakończenia
nie woleli dać okazję do lepszej konfrontacji chłopięcości z
męskością, a także stereotypów i ról w których Frankie żyje,
z tymi które na siebie narzuca wraz z tymi których pragnie. Bowiem
wbrew pozorom reżyserka nie decyduje się opowiadać o wolności
przed jaką teoretycznie winny stać młode pokolenia, ale diagnozuje
ich zagubienie i obsesyjny popęd w kierunku znanych im ról. To
szczera diagnoza uczyniona ze spojrzeń, drobnych gestów i
półsłówek. Zatopiona w słońcu i marazmie walka o duszę.
6/10
A będzie recka podobnego tematycznie, australijskiego "Drown"?
OdpowiedzUsuń